Bynajmniej nie chciałam zwrócić na siebie uwagi,ale samotność ma to do siebie,że ludzie do niej lgną.Właściwie to nawet zgodne z zasadami fizyki,bo tylko przeciwieństwa powinny się przyciągać,prawda ? Wpatrywałam się uporczywie w sufit czekając aż rozdzwoni się budzik w pokoju rodziców. Dla mnie był to znak, coś w stylu czas start dla wszystkich uczniów liceum. Często się przeprowadzaliśmy. Mama pielęgniarka,a tata astronom ciągle szukający czegoś tam w górze i pracy oczywiście. Dzięki babci nie byłam rozpieszczona i nie wykorzystywałam częstych nieobecności rodziców. Chodziłam do przedszkola,podstawówki,ale potem moja edukacja z innymi dziećmi się skończyła. Zaczęłam uczyć się w domu aż do teraz,kiedy znów zatęskniłam za szkolnym życiem.
Na razie jednak tkwiłam w jednym miejscu.Jedyne co udało mi się dokładnie obejrzeć od naszego przyjazdu to dom w którym mieszkamy. Gdyby nie świadomość,że za niedługo się stąd wyprowadzimy, polubiłabym go. Uwielbiam unoszący się w powietrzu zapach lasu,drewna i mokrej ziemi. Okna są podwójne zaokrąglone na szczycie,drzwi stare i ciężkie z setką zamków i łańcuchów. Podoba mi się weranda na,której spędziła ostatni dzień wakacji czytając. Jeden z pokoi zaaranżowałam na moją pracownię. Zamiast sufitu mam okrągłe okno oświetlające okrągłe pomieszczenie. Elaine-albo po prostu moja mama-zachwyca się ogrodem z tyłu domu. Ojciec pozwolił jej wybrać dom ,żeby uniknąć jej fochów. I co wybrała ? Dom połączony drzewem z sąsiadem. Winę zrzuciłabym na Dzieci z Bullerbyn gdyby nie to,że mama nie lubi tej książki. Często powtarza mi,że jestem jej kochanym dzieckiem,ale przecież jestem jej JEDYNYM dzieckiem. Mam trochę ponad 170 wzrostu, ciemne dość długie włosy i piwne oczy. Usta odziedziczyłam po mamie razem z palcami pianistki. Nie widzę w sobie nic szczególnego, a już na pewno nie teraz, kiedy krzywię się do siebie w lustrze stojącym vis a vis mojego łóżka.
Budzik podrywa mnie na równe nogi.
Przerzucam plecak przez ramię i schodzę po schodach najciszej jak się da. Po drodze uzupełniłam torbę o paczkę ciastek. Wjeżdżam na szkolny parking wiedząc ,że wszyscy przyglądają mi się. Arogancki uśmiech i ściągamy ten kask. Ruszam w stronę budynku w którym według planu mam pierwszą lekcje. Szkoła jest imponująca i onieśmielająca, wygląda jak Oxford w pomniejszeniu. Rozmyślam ile kosztowało ich zadrzewienie działki, kort, boisko, basen i bieżnia za szkoła.Dochodzę do wniosku,że dużo kiedy drogę zagradza mi wysoki blondas. Futbolista jak nic, ostatecznie pływak.
-Nowa ? -zapytał na co wzruszyłam ramionami patrząc na niego wyczekująco -Chyba idziesz w złą stronę
-Jestem pewna,że zmierzam w dobrym kierunku - przewróciłam oczami zadzierając podbródek żeby spojrzeć irytującemu blondynowi w twarz.-Przed lekcjami mamy nabożeństwo - wyjaśnił, a w jego szarych oczach błysnął cień wyższości. Nieźle się bawiąc szybko wyjęłam kartkę i nabazgrałam na niej jedno słowo, złożyłam ją na pół i włożyłam mu do ręki.
-Tu jest moje zwolnienie złamasie - powiedziałam wymijając go i podążając ścieżką.
Nikt nawet się nie odezwał podczas naszej rozmowy z czego wywnioskowałam,że to jeden z TYCH popularnych. Cokolwiek by się nie działo zawsze obserwowanych,w centrum uwagi. Tych zapraszanych na piątkowe imprezy po meczu,a ja właśnie go usadziłam na oczach połowy szkoły. Rany,ale facet złapał zawias. Zanim pociągnęłam granatowe drzwi mojego więzienia odwróciłam się. Stał z grupą chłopaków i dziewczyn i patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Niestety lalusiu, już zdążyłeś mnie wkurzyć.
-jeden be..dwa...dwa ce.. trzy e !
Jeśli koleś dobrze mnie poinformował wszyscy byli na nabożeństwie więc teoretycznie rzecz biorąc klasa powinna być już otwarta.Weszłam do środka rzuciłam torbę na ostatnią ławkę,a sama zaczęłam odsuwać ciężkie rolety.W powietrzu unosił się zapach środków do czyszczenia,a zielona tablica wyglądała jakby od 100 lat wisiała w tym miejscu. Lustrowałam spojrzeniem tablice zawieszone na ścianach,niemal całkiem zasłaniające kremową farbę.Kiedy wreszcie udało mi się wpuścić do pomieszczenia troche światła i powietrza usiadłam na swoim miejscu. Po pół godzinie na korytarzach rozbrzmiał gwar głosów i kolejni uczniowie zaczęli wypełniać klasę. Zdusiłam jęk kiedy w klasie pojawił się blondyn z parkingu.Chodzę z tym burakiem na francuski,adieu, salut. Imowolnie zaczęłam porównywać swoje czarne poszarpane jeansy biały podkoszulek i motocyklową kurtkę z ubraniami innych. Wypadło dość różnorodnie. Daleko mi było do dziewczyn w zwiewnych sukienkach i spódnicach ale też nie miałam na sobie workowatych dresów czy glanów.
-Skyaward ?
Courant(jestem/obecna)-odpowiedziałam nie zwracając uwagi ze większość klasy mówiła po angielsku.Błąd.
-Dame francaise dit Mille Skyaward?(Mówi pani po francusku)
-Oui le professeur(tak pani profesor)-odpowiedziałam wzrok koncentrując na nauczycielce.Gdybym spojrzała na którakolwiek ze zdziwionych twarzy...
-Zapiszcie temat- powiedziała wstając i biorąc kredę do ręki.Wyglądała na uprzejmą. Właściwie mogłaby być moją babcią. Proste eleganckie spodnie,marynarka opanowany wyraz twarzy wyraźny głos. OD razu widać było,że miała to coś. To coś do utrzymania uwagi 30 uczniów. I mój fetysz. Niezwykłą uwagę zwracałam na oczy. Jej były niebieskie,jakby stalowe współgrające z jasnymi włosami spiętymi ciasno w coś na kształt koka.Zapisałam to co było na tablicy,zamierzając uważać.
Wybawieniem była dla mnie długa przerwa na której wypuścili nas na pole.Zmierzałam w kierunku bramy porośniętej bluszczem kiedy drogę zastąpiła mi jakaś dziewczyna.Znów niebieskie oczy,przejrzyste one patrzyły na mnie z zacięciem.Jasne niemal blond włosy spięte w wymyślną fryzure wydawały mi się zupełnie nie na miejscu w tej,co tu dużo mówić,dziurze.
-Lepiej przestań myśleć o..Jest mój,zapamiętaj sobie suko.Popatrzyłam na nią. Wyglądała jakby jej czegoś brakowało,jakiś defekt ?Plus ta gadka..Boże,ktoś tu się boi o swoje terytorium.
-Skarbie,spadaj stąd - odcięłam się wymijając ją i wpadłam. Na pana idziemy-na-nabożeństwo-..(im)
-Masz do niej jakiś problem ? -spytał zwracając się do mnie i obejmując lolite ramieniem,jak ją nazwałam.Obeszłam go nie zamierzając odpowiedzieć ale chwycił mnie za ramię. Nienawidziłam tego,wyszarpnęłam się a zaraz potem chlast. Prawa ręka pulsowała,jednak niewyraźny ślad mojej pięści był wystarczającą nagrodą. Byłam wściekła i jeśli nadal ktoś chce marnować mój czas skończy o wiele gorzej-pomyślałam z ponurą satysfakcją. Przeszłam ostatni dystans nie myśląc o tym chwycie. A to jest mój defekt. Nagłe chwytanie mnie za lewą rękę,źle mi się kojarzyło.Naciągnęłam rękawy kurtki aż do końcówek palców,obserwując parking. Uczniowie porozsiadali się na maskach swoich wozów,a ci, którzy nie mieli się czym pochwalić zajmowali miejsca na trawniku i postawionych tam ławkach.
Brama jak się okazało byłą wejściem. Ciekawe czy ten ogród należał do szkoły...Był czymś po środku. Nie zastałam tu dżungli ale też nie wszystkie krzewy były przycięte równo. Kwiaty rosły zdawałoby się tylko dlatego,że wiatr tutaj rzucił ich nasiona. Zwiedziłam większą jego część tym razem zadrzewioną, kiedy uznałam,że pora wracać na lekcję.Z ciężkim sercem i wolno jakby każdy krok sprawiał mi ból wróciła do szkoły.
Wf . W co gra się w takich szkołach ? Uniosłam głowę patrząc w chmurne niebo,zimny podmuch zmierzwił mi włosy,a silniejszy o mało nie wyrwał drzwi szkoły z rąk. Z ciężkim sercem wybiegłam na pole,żeby przykryć motor przed deszczem,niech szlag trafi to cholerne miasteczko. Spóźniona wpadłam na hale gimnastyczną,poprawiając rękawy długiej czarnej bluzki. Moje nogi w szarych dresach wyraźnie odcinały się na tle odsłoniętych opalonych nóg moich ,,koleżanek" Poprawiłam gumkę kucyka czekając na jakiekolwiek polecenia. W końcu do sali doczołgał się nauczyciel. Starszy pan w dresie,wow,postrach wszystkich uczniów. Pomyślałam patrząc jak lustruje pozostałe dziewczyny i czekających chłopaków. Rzucił nam piłkę i na tym zakończyło się jego zainteresowanie nami. Rzecz jasna wzięli ją faceci,a ja usiadłam na trybunach. Położyłam się na ziemi między siedzeniami i wyjęłam ipoda.
-Imponujące -usłyszałam nad sobą głos przebijający się przez warstwę otaczających mnie dźwięków. Otworzyłam jedno oko i wyjęłam słuchawkę z ucha-Brakuje im osoby do składu-powiedział wskazując mi grupę lacrosse'a
-Hah-zaśmiałam się krótko
-Chwilę temu rozpoczęły się zajęcia indywidualne-poinformował nadal nade mną stojąc. Wyglądasz na miłego,ale kiedyś mi to wybaczysz. Spojrzałam prosto w jego szczenięce brązowe oczy golden retrivera
-Wypierdalaj - wycedziłam schodząc z podestu
-Panno Skyaward!-niechętnie zbliżyłam się do belfra -Skoro nie interesują pani zajęcia w tej formie. To moje skierowanie- podał mi kartkę i odszedł bez słowa zostawiając mnie zdziwiona w świetle jarzeniówek.Na kartce wypisano słowa Nowa nadzieja wraz z adresem.Kurs jeździecki dla początkujących.Jedynym koniem na jakim siedziałam był mój motor.
Wzruszyłam ramionami jeśli to miało mnie dać mi cztery lekcje w tygodniu bez oglądania lolity to jestem na tak.
Gotowa do lekcji przemierzałam korytarz kiedy drzwi sal,błyszcząca ceglana podłoga i szafki zaczęły mi się zlewać w jedno.zamrugałam kiedy snop światła oślepił mnie na moment. Uniosłam się na łokciu rozglądając po pomieszczeniu.Wszystko białe nie licząc zielonego parawanu dlatego na nim skupiłam wzrok przypominając sobie po kolei jak zemdlałam.
-Przejebane bardziej niż Ruffian na Belmont Park-mruknęłam pod nosem przymykając oczy.
-Mniej przejebane niż ja,skoro musiałem cię tu nieść.
-Słucham ? Co to znaczy ,,musiałem cię nieść.
Odwróciłam się w kierunku z którego dobiegał głos.Blondyn lolity stał za moim łóżkiem najwyraźniej był tu cały czas.
-Przepraszam bardzo ale straciłaś przytomność w moich silnych męskich ramionach
-Nie ma za co,a powiedziałabym ze twoja elokwencja ogranicza się do spraw religijnych.
-Wypełniam swoje zadanie.
-Haha. Niech moc będzie z tobą.Jest opcja wyłącz ? Albo wyjdź i nie wracaj ?
-Oczywiście.że nie..gdyby była już dawno bym jej użył.
-Nie podejrzewałabym że myślisz -westchnęłam opadając spowrotem na poduszki.Obszedł fotel i odrzucił mi moje ,,zawolnienie"
-Vie ?Jakiś dziewczyński skrót ?
-Jeśli odpowiem otrzymam limit na święty spokój do końca tygodnia ?
-Nawet życia-zapewnił bez mrugnięcia okiem.Cholerny skaucik.
-Skrót od imienia
-Które brzmi.?-naciskał dalej. Przymknęłam z irytacja oczy
-Vivienn,a pomyślałby kto ze SPP działa lepiej
-SPP?Czy ty w ogóle mówisz po ludzku ?
Szkolna Poczta Pantoflowa -wyjaśniłam przewracając oczami w kierunku sufitu.
-Mamy ciekawsze zajęcia niż jakaś dziewczyna z miasta. Każdy ma swoje życie-wierz lub nie-skrzywił się- to nie zmierzchNa to porównanie roześmiałam się
-Oh Edward wyssij moja krew-wykrzywiłam się wygłaszając ten żałosny tekst.
-Ja stad spadam,pielęgniarka powiedziała ze jeśli nie będziesz mieć zawrotów głowy możesz wrócić do domu.
Poderwałam się gotowa do wyjścia. Maszerowałam w stronę parkingu,a za mną ciągnął się mój cień. Obrzuciłam go pod nosem kilkoma imperaktywami. Już,już miałam odpalać silnik, kiedy zgasił go bez mojej zgody. Popatrzyłam na niego ponuro. Co on tu jeszcze robi ? Niech spada.
-Nie najlepszy pomyśl,możesz spaść,bo nagle znów będzie ci słabo
-och..okeej Pojade bez kasku -zdecydowałam upychając monstrum do plecaka. Facet zgłupiał jakby nie wiedząc czy rzucić mi się pod kola czy dać krzyżyk na drogę.
To jest całkiem interesujące, trochę pogmatwane i lekko chaotyczne. Ale wierzę, że gdy dopracujesz będzie lepsze ;) ogólnie pomysł super, jestem ciekawa co będzie dalej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny
Rosenatorka
Muszę to bardziej rozpisać,uzupełnić niektóre momenty tam gdzie tekst się jakby ,urywa´ :) potem powinno być lepiej :D
Usuń