Charlotte w kuchni Sylvi.Brzmi nieprawdopodobnie,ale nie przecieram oczu ze zdziwienia.Szok zastąpiło napięcie chyba niewyczuwalne dla mojej byłej.Mówi za dwóch,a gestykuluje za troje.Kiedyś to w niej lubiłem.Była pełna życia,gdy ja traciłem ochotę na cokolwiek. Traktowałem ją trochę jak swój prywatny akumulator,dopóki nie przespała się z tym facetem. Straciłem słońce,ale poradziłem sobie sam.Wygładzam obrus i upijam łyk herbaty,kiedy czyjaś noga dotyka mojej. Nie podskakuje na krześle ani nie patrzę na sprawczynie i w ogóle staram się nie zachowywać jak molestowany. Odstawiam powoli kubek i jak gdyby nigdy nic patrzę przez okno,potem na ciemnozielone firanki aż do twarzy Char.Uśmiecha się tylko do mnie mimo,że wciąż rozmawia z Carol.Czy ona mnie nie kochała? Zdrada to niekoniecznie koniec miłości.
Przenoszę wzrok na Sylvię i myślę,że to może nie taki zły pomysł.
-Pomogę ci z bagażami-uśmiecham się lekko,kiedy blondynka wstaje od stołu.Caroline wyszła chwilę temu,a ja zaczynam się przełamywać.Uda mi się jeszcze przed końcem tego roku.Cokolwiek sobie zaplanowałem... pozbieram wszystkie chaotyczne plany wirujące w głowię i po prostu to zrobię.Charlotte posyła mi pełen satysfakcji uśmiech utwierdzając mnie w moich przekonaniach.Pomagam jej słuchając opowieści o uczelni.Jak bardzo mnie brakowało,ile imprez opuściła po rozstaniu. Gryzę się w język żeby nie zapytać czy dużo czasu spędziła w łóżku z gościem z wymiany. Czekam aż poruszy ten temat .I nic.Tak jakby między czasem przed i po rozstanu istniała dziura. Jakbyśmy oboje zawinili.
Mam ochotę uderzyć się w czoło.Przecież jej o to chodzi. Dlatego zachowuje się jak łaskawa królowa. Najwyraźniej myśli,że wyswiadcza mi przysługę wyciągając rękę na zgodę. Nie znam zasad tej gry,ale zawsze mogę wprowadzić nowe.
Póki co odpuszczam,nie będę jej naciskał.Rzut okiem za okno podsuwa mi pomysł.
-Chodźmy na spacer-proponuje przerywając jej opowieść.Zgadza się,bo co innego może zrobić ze swoim pachołkiem?
Za nami po schodach idzie Caroline.Była w pokoju Jane? Jej badawcze spojrzenie czuję na sobie przez całą drogę na dół.Zaglądamy do kuchni po kilka ciastek i znowu. Tym razem Sylvia przygląda się nam zdziwiona znad książki kucharskiej.Zdziwiona czy zaniepokojona? Poprawiam szalik i wychodzimy na pole, odsuwam na bok wątpliwości. Śmieje się z żartu Char,która wspomina swoje dzieciństwo i po prostu idę. W końcu to miał być spacer prawda?
-Nie mogę niczego obiecać. Zwłaszcza po ostatniej...pomyłce.Nie daje nadziei,ale przygotowałem adres.
Detektyw Ryan Shaye przesuwa w moją stronę kartkę. Nie patrzę na nią,myślami jestem przy jego pomyłce. Sam bym się pomylił. Kobieta uległa wypadkowi,ubranie odpowiadało opisowi. Twarz była...Nie do zidentyfikowania,ale kiedy wpadł na oddział przy jej łóżku siedział mężczyzna w otoczeniu dzieci i rodziny. To nie była Ona
Tego dnia odetchnął z ulgą jednocześnie zapadajac się w sobie.Tracił nadzieję,a do końca roku zostały tylko dwa dni.Popatrzył na kartonik, czeka go jeszcze podróż.
Każdy list podpisany jest tak samo. Zamiast ugasić swoją ciekawość tylko ją podsyciłam. Znów zalegam na łóżku i póki co nie narzekam na brak zainteresowania moją osobą. Święty spokój, tak to się nazywa. Próbuje ustalić czy potrzebuje jakiegoś planu,ale postanawiam nie przesadzać. Zostały mi dwa,góra trzy dni. Rozjedziemy się,być może nawet w te same strony,ale osobno. Ja musze wrócić do domu,Caroline do życia gwiazdy, on na uczelnię,Sylvia do samotności,a jej córka do piekielnego kręgu z którego wyszła
Usłyszałam ich gdy tylko wpadli na werande. Po chwili w drzwiach pojawia się Adam,jak zwykle nie puka i nie tłumaczy się z niczego.
-Chodź,lepimy bałwana! Nawet Char sie zgodziła
Przyglądam mu się oceniajacym wzrokiem. Dobra może argumentacja jest na dość niskim poziomie,ale widok ich obojga chyba mnie przekonuje. To jak wbić sztylet i przekręcić. Z takimi wspomnieniami będzie mi o wiele łatwiej wyjechać.
Wychodzę na pole. Wszyscy już tam są angażując się w budowę snieżnego potwora-Carol, Adam i Char- albo przyglądając się spokojnie z boku-Sylvia.
Dołączam do nich kiedy pierwsza kula jest gotowa.Tocze z Caroline brzuch,kiedy pozostała dwójka robi głowę. Rękawiczki mam przemoczone, jednak widok srebrzącego się śniegu, obłoczki pary uciekające z moich ust...To wszystko wprowadza mnie w zimowy nastrój. Zatrzymujemy się przy drodze gdzie czeka fundament w postaci pierwszej kuli. Na ulice wjeżdża czarne auto,a twarz Caroline zamiera w wyrazie zdziwienia.Nie zwróciłabym na to uwagi gdyby nie fakt,że range rover stoi doładnie naprzeciwko nas w dodatku zajmując połowę wąskiej drogi. Mężczyzna, który wysiadł z samochodu patrzy na nas. Robi ruch jakby chciał przejść przez ulicę,ale Carol go ubiega. Trzy szybkie kroki wystarczą,żeby poślizgnać się na oblodzonej ziemi.
Brunet zamiera w pół kroku,kiedy zza zakrętu wypada samochód.Pojazdem zarzuca gwałtownie,hamowanie tylko pogarsza sytuację.Wszystko dzieje się szybko,nawet nie wiem kiedy samochód zaczyna jechać bokiem.
Nie myślę,rzucam się na jezdnię i odpycham Carol. Przetaczam się po drodze rejestrując wszystko w ułamkach sekund.Trzask i pisk. Okrzyk i skrzyp śniegu. Czuję drobne kamyczki żwiru ocierające mi twarz,słyszę czyjś zdurzony krzyk. Autem znów zarzuca i już wydaje się że zmieni kierunek,kiedy cała wybucham bólem.
Jej ciało szybuje w powietrzu bezwładnie,jak lalka. Uderza w ziemie i sekundy potem jesteśmy koło niej.Ten facet wyciąga telefon i dzwoni na pogotowie. Podaje adres i opisuje wypadek,a po chwili odchodzi w strone kierowcy auta. Zimny spokój.Wracam spojrzeniem do nieruchomej postaci.Czarne włosy rozsypały się na śniegu tworząc z jej krwią czarno biało czerwoną mozaikę. Sylvia sprawdza jej oddech i puls.Jest spokojna,wie co robić.Char stoi z dala od nas. Przygląda się wszystkiemu szeroko otwartymi oczami.Szukam jeszcze jednej osoby.Carol klęczy na śniegu,drży z zimna. Kiedy ją podnosze zauważam rozdarte spodnie i otartą skórę na dłoniach.Kurczowo ściska w dłoniach rękaw mojej kurtki.
-Idźcie do domu,weź Charlotte.Lepiej będzie jeżeli my zaczekamy na karetke
Sylvia wydaje polecenia,a ja nie chce protestować.Chce stąd odejść dlatego robię co każe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz