niedziela, 20 grudnia 2015

Zepsuci


OGŁOSZENIE

Szukam ludzi,którzy spędzą ze mną święta Bożego Narodzenia. Zapewniam mieszkanie i jedzenie,dobre jedzenie. Świąteczny nastrój wyczarujemy sobie sami.


W programie:

-Rytualne pieczenie piernikow

-Śpiewanie kolęd

-Ubieranie choinki

-Wigilia

-Pasterka

Prosze o przyjazd na tydzień przed Bożym Narodzeniem.


Czego tu szukał? Nie wiedział. Stał z ręką zawieszoną w powietrzu i niepewnością, czającą się gdzieś w głowie, kiedy drzwi otwarły się.


-Dlaczego stoisz na schodach w taką pogodę chłopcze ? Wejdź wreszcie do środka,Rudolf pozazdrościłby ci nosa.


Przekroczył próg ruszając za gospodynią,która okazała się kobietą koło 60-tki z włosami w kolorze platynowego blondu, spiętymi w kok i ciepłymi, szarozielonymi oczami. Zanim zdążył postawić torbę,zniknęła za rogiem. Zdjął buty i zaczął przechadzać się po parterze. Wystrój ocenił na domowy i przytulny. W salonie kominek, fotele i sofa z miękkimi poduszkami wręcz zachęcały do zatopienia się w nich. Były tam zdjęcia przedstawiające parę ludzi,młodych i coraz starszych aż do zdjęcia opatrzonego datą 23.XII.1999.r. Przeszedł przez dywan zastanawiając się,jak wyglądało życie tych dwojga. Koło niego pojawiła się znów kobieta z ogłoszenia. W ręce włożyła mu ręczniki ,a sama ruszyła schodami na górę mijając przestronną kuchnię.

-Mów do mnie Sylvia,jesteś pierwszy dlatego możesz wybrać sobie pokój. Wybierz po prostu drzwi - poradziła stając w korytarzu na piętrze Wybrał drzwi z trzema szybkami, które czyniły ze światła mlecznobiałą poświatę.

- Rozpakuj się,ja będe na dole. Masz jakieś imię?

-Adam

Ona uśmiechnęła się na to tak, jak ludzie uśmiechali się, gdy mówili o czymś miłym,co ich rozmarzało. Dokładnie poukładał przywiezione ubrania i powiesił w szafie koszule. Pokój był bezosobowy i to mu się podobało. Nie narzucała mu się ,obecność´ dawnego właściciela pokoju.


Stopnie skrzypiały pod jego stopami, kiedy próbował cicho zejść na dół. Wszedł do kuchni i stanął na środku, nie wiedząc co z sobą zrobić. Starsza pani robiła coś na drutach, co chwila poprawiając zaplątane nici. W końcu zauważyła jego obecność i porzuciła robótkę wstając z kuchennego krzesła.

-Mam dla ciebie pracę. Potrafisz używać siekiery ?

Uniósł brwi.

-Jasne,że tak. Mój ojciec pracował kiedyś jako drwal.

-O,nadal się tym zajmuje ?

-Nie,już nie-odpowiedział, za późno gryząc się w język i dziękując losowi za brak dalszych pytań.


Pół godziny później był ledwo w połowie pracy. Szopa z tyłu domu nie była ogrzewana i jedynie osłaniała go przed wiatrem. Teraz juz odruchowo wykonywał określoną sekwencje ruchów,żeby jak najszybciej skończyć pracę. W myślach już siedział przy kominku z ciepłym kubkiem kawy...Rozmarzony nie usłyszał ani chrzęstu żwiru ani dzwonka do drzwi.

-Drugi gość! Wejdź do środka kochanie.

Starsza pani cofnęła się, wpuszczając ją do środka, po czym starannie zamknęła drzwi.

-Widziałam ogłoszenie i dlatego tu jestem. Nie jestem miła, nie lubie świąt i nie wiem czy jeszcze wierzę w Jezusa, więc jeżeli chce mnie pani wyrzucić to daję pani szansę

-Ja też nie zawsze jestem miła, może polubisz moje święta, a jak dla mnie, to wystarczy,żebyś uwierzyła w magię świąt.Myślisz,że chcę cię wyrzucić ?

-To gdzie będe spać?

-Zapraszam na górę.


Nie byłem pewny, czy wszystkie palce mam nadal na swoim miejscu. Wszedłem do domu i nie zajmując sobie głowy ściąganiem kurtki,ruszyłem do salonu, gdzie zastałem nie jedną, a dwie osoby. Sylvia nadal robiła na drutach, ale teraz włóczka była owinięta na dłoniach dziewczyny. Była wysoka,piwne oczy otoczone czarnymi kreskami patrzyły wyzywająco spod czarnych brwi. Włosy spięte w kucyk też były tego koloru. Ona nic sobie nie robiła z mojego spojrzenia więc i ja kontynuowałem moje obserwacje. Śniada cera przywodziła mi na myśl cygankę,cygankę w bordowej bluzie z kapturem i dżinsach. W końcu odwróciłem wzrok, Sylvia stała z ręką na biodrze patrząc wymownie na kurtkę

-O rany,dobra już ściągam - uniosłem ręce w geście poddania,wycofując się z kuchni


Była zdziwiona,że jakiś chłopak skorzystał z ogłoszenia. Bezczelnie zmierzył ją taksującym spojrzeniem. Sama też miała czas,żeby mu się przyjrzeć. Czerwone policzki dodawały mu jakiegoś uroku, oczy błyszczały, a pozioma zmarszczka na jego czole, idealnie pasowała do blond włosów. Miała słabość do takich bóstw z oczami w kolorze morza i wklęsłymi policzkami. Wyglądał jak zagubiony na ziemi bóg morza, szukający końca swojej tułaczki. Miałam tylko nadzieję,że nie wzdychałam ani nic takiego. Bo nie wzdychałam. Prawda?


Zapadał zmrok,rozesłałam ich do pokoi,żeby przygotować kolacje. A więc dwójka,chłopak i dziewczyna. Nie jest tak jak zawsze ,ale z drugiej strony czuje się dobrze. Myśle o nich,a nie o świętach. Za oknem już dawno zaczął padać śnieg okrywajac wszystko warstwą puchu.Jeżeli rano nie zaskoczy nas śnieżyca wyślę ich na zakupy do centrum handlowego w mieście. Na pewno miałam gdzieś lampki,ale o tym zamierzałam myśleć bliżej świąt. Do listy zakupów dopisałam mąke,a w głowie miałam wyraźny plan świąteczny.


Wciąż zastanawiał się czy dobrze zrobił. Wiedział,że gdyby za dużo myślał pewnie by się stąd wyniósł,tylko gdzie? Do pokoju,który musiałby dzielić z Char i jej Andre? Nie,dziękuję. Potrzebował tylko trochę czasu,na przewietrzenie rzeczy ze wspomnień,włącznie ze swoją głową. Przekręciłem się na prawy bok i zacisnąłem oczy.


****


-Char? Jak było na wykładach?

-Musimy się rozstać.

-Niee głuptasie. Pytałem jak było na wykładach


Odstawiłem kubek na stolik tak jak robiłem to setki razy wcześniej. Odwróciłem się stając oko w oko z moją dziewczyną. Na moment ktoś włączył pauze,widziałem jej włosy,łóżko za nią i fragment ścian w oliwkowym kolorze-jej ulubionym zresztą,a dla niego zdecydowanie zbyt mdłym.




*****

Zwlekałam z zaśnięciem,czekałam aż w domu zapadniecisz. Siedząc na łóżku zmywałam makijaż i w końcu w lusterku znów pojawiła się znana mi smutna twarz. Podkrążone oczy,dziwna cera Cyganki i bezbronność odznaczająca się w rysach.Wsunęłam się pod kołdrę,doskonale słysząc kroki w pokoju obok,która to była godzina? Druga w nocy. Musiał mieć dobry powód,żeby nie spać.Teraz nie wyobrażałam sobie tych świąt. On i ja. Nie mogłam wyjechać.



Zapuszkowany,takie miałem wrażenie i nie wiedziałem,czy oskarżać o to siedzącą obok mnie czy mój głupi sen. Samochody wyprzedzały mnie z zawrotną prędkością,gdy pokonywałem kolejne kilometry instruowany przez dziewczynę.Nie przedstawiła się,co w sumie było zrozumiałe,skoro sam tego nie zrobiłem. Widziałem jak całą sobą skupia się na mapie. Sen,cały czas miałem go przed oczami.Ciągle jedna i ta sama scena. To przez niego nie mogłem zasnąć i mogłem przysiąc, że ona też nie spała. Czyżby odprawiała satanistyczne rytuały? Uśmiechnąłem się,wyobrażając sobie,że skrada się cmentarzem by złożyć w ofierze pączki,które zjedliśmy wczoraj na kolację.Uśmiech zaczął schodzić z mojej twarzy,kiedy jej ręka pojawiła się w pobliżu radia.


-Żadnego rapu-rzuciłem,chwytając jej dłoń.Czułem się jakbym trzymał w rękach kawałek lodu. Ze zniecierpliwieniem strząsnęła moją rękę.Z radia popłynął początek piosenki AC/DC-Highway to hell i niechętnie obrzuciłem ją pełnym uznania spojrzeniem.Może nie było AŻ TAK źle.



******

Po jednym złym zjeździe,dotarliśmy do supermarketu.Na głowach mieliśmy idiotyczne,bordowe czapki ze świątecznym wzorkiem.Zobaczyłam nas oboje w szybie wejścia. Do niego ona pasowała,wyglądał jak chłopak wysłany przez matkę na zakupy.Jeden z tych,którzy są kapitanami drużyny lacrosse'a,mają średnią 4.0 i nie urywają się z lekcji. Jak jeden z tych,którzy nawet w czarnym ubraniu nie wyglądają jakby się ukrywali.Cholerni farciarze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz