piątek, 25 stycznia 2019

Miłość od pierwszego mema II

Pod tablicą ogłoszeń przy Wielkiej Sali zebrał się ożywiony tłumek,który mimo,że niewielki,skutecznie tamował przejście poważnym uczniom zmierzającym na zajęcia. W gronie tych uczniów znalazła się oczywiście Hermiona,która korzystając ze swojego autorytetu zaczęła przedzierać się w kierunku tablicy,żeby zobaczyć co powoduje to powszechne zainteresowanie. Niektórzy uczniowie odchodzili od tablicy z bolesnymi grymasami na twarzach,a kilku czwartoklasistów sprzeczało się nad działaniem Zaklęcia Trwałego Przylepca...
Jej telefon był przytwierdzony do tablicy ogłoszeń!! Odetchnęła z ulgą trochę nie dowierzając we własne szczęście. Wyciągnęła rękę chcąc zdjąć swoją własność,ale wokół jej nadgarstka niczym diabelskie sidła oplotła się znajomo wyglądająca,chłodna dłoń...
  *****
Telefon po pewnym czasie przestał spełniać swoją rozrywkową funkcję. Najpierw zrobił coś co nauczycielka mugoloznastwa nazywała wygaszeniem ekranu,a potem okazało się,że ciemnogranatowe cacko ma założone hasło i nie reaguje na zaklęcia. Być może na tym skończyłaby się jego przygoda,gdyby nie uzależnienie,które płynęło teraz w jego żyłach wartkim strumieniem. MEMY! 
W ciągu połowy nieprzespanej nocy podjął męską decyzję. Znajdzie właściciela tego urządzenia i zmusi go...ostatecznie oczaruje JĄ,żeby pokazała mu stronę,której używa. Jeszcze nic tak nie trafiło do jego serca tak jak humor,który preferował właściciel telefonu. Niewiele było rzeczy w jego życiu,które szczerze go bawiły,a te które już były w stanie tego dokonać starał się trzymać przy sobie.

Plan był prosty. Zanim jego współlokator Zabini ruszył chociażby małym palcem u stopy,nawet zanim Dafne rozłożyła się z poranną lekturą na sofie w Pokoju Wspólnym, on był już w drodze. Bezszelestnie zmierzał na miejsce zbrodni.
Był genialny,był sprytny,był niewidzialny…

-AAAA!!!- wrzasnął podskakując w górę kiedy poczuł coś mokrego na szyi. Oczami wyobraźni już widział wampira wysysającego jego krew,bukiety białych róż na pogrzebie… - Pyx ? Ty stary draniu – skarcił swojego podopiecznego,który zeskoczył z jego barku na ziemię.

Przyśpieszył kroku,bardzo możliwe,że ktoś mógł usłyszeć jego wojowniczy okrzyk, który miał odstraszyć potencjalnego wroga. Ciemnogranatowy telefon musiał należeć do jakiegoś Krukona,dlatego zwykłe ogłoszenie byłoby zbyt łatwe. Sprytnie zmodyfikował działanie kilku zaklęć,nie był z niego do końca zadowolony,ale nie miał za wiele czasu. Przetestował je na sobie,później profilaktycznie na Zabinim, który nigdy nie zadawał zbędnych pytań, i tak upewniony o skutecznej formule wcielał swój plan w czyn.

Zawiesił telefon w powietrzu blisko tablicy po czym skupił się oczyszczając myśli. Niewerbalne zaklęcia zawsze wzbudzały w nim respekt. ,,Calliorus” poczuł ciepło w ręce którą trzymał różdżkę,kiedy wykonywał nią odpowiedni gest. Wiedział,że zaklęcie działa, ale ponownie poczuł podekscytowanie. Teraz musiał już tylko czekać.
Jego triumfalne wkroczenie do Pokoju Wspólnego Ślizgonów nie zostało podkreślone fanfarami.

 Dafne nigdy nie miała talentu muzycznego,ale jej uniesione brwi mówiły same za siebie. Z Dracona emanowało gorączkowe podniecenie i mogła tylko współczuć ofierze,która wywołała u niego ten niemal radosny nastrój. Jak powszechnie wiedzieli wszyscy Ślizgoni Draco Malfoy czerpał przyjemność z kilku rzeczy.
Z wygranych w quidditchu, wygranych potyczek z Potterem i Weasleyem, wygranych partyjek szachów i wygranych, najczęściej od Notta lub Zabiniego, butelek Ognistej Whiskey,które później wspólnie opróżniali.
Jednak nic nie wprawiało go w taką euforię jak poniżenie kogoś,w jego mniemaniu, gorszego od niego. Jakże mało wiedzieli Ślizgoni o swoim gurur…
Dafne zapatrzyła się w dno jeziora będące jednocześnie sufitem Pokoju Wspólnego, przepływająca trytonka wykrzywiła się do niej,a jej zielona skóra zmarszczyła się wokół ust w nieprzyjaznym grymasie. Ach tak,to przypomniało jej o zadaniu,które miała dziś wykonać.
Esej z zielarstwa na temat roślin wodnych czekał aż napisze chociaż linijkę. Zaczynali od drugiej lekcji dlatego po śniadaniu mogłaby zabrać się za pisanie jeżeli tylko wypożyczy odpowiednie książki. Zerknęła na zegarek. Siódma dwadzieścia pięć. A więc za chwilę zaczyna się śniadanie.
Na palcach wkradła się do sypialni,którą dzieliła z Milicentą,żeby porwać swoją torbę po czym z głową pełną pomysłów prawie wybiegła z lochów. Prawie,bo arystokratce w jej wieku nie wypadało biegać po korytarzach jak pierwsza lepsza pierwszoroczna.
-Cześć Dafne.
Głęboki głos wyrwał ją z zamyślenia. Musiała unieść głowę,żeby spojrzeć swojemu rozmówcy w oczy.
-Hej Michael.
Pierwsze poranne promienie słońca,których imitację tworzył zaczarowany sufit rozjaśniało jego włosy do czekoladowego brązu mimo,że,jak zauważyła,w normalnym świetle były niemal czarne.
-Widziałaś może Edmunda? Chciałem z nim zamienić parę słów.
Zmarszczyła czoło,kręcąc głową,chciała mu pomóc,ale nigdzie nie spotkała tajemniczego ducha. Chłopak westchnął,a jego niebieskie oczy zachmurzyły się. Idiotka skomentowała w myślach swoją słabość do Krukonów o niebieskich oczach i ciemnych włosach.
-Zaczynam myśleć,że ten grubianin cię lubi. Jesteś chyba jedyną osobą,której nie zatrzymywał w wejściu,nigdy – roześmiał się cicho kręcąc głową,a jego oczy znów przybrały kolor spokojnego błękitu. Jeżeli był to komplement,to nie wiedziała jak na niego odpowiedzieć. Zrobiła więc to co każda Ślizgonka zrobiłaby w jej wypadku,wzruszyła nonaszalancko ramionami,ale uśmiechnęła się delikatnie,jakby chciała powiedzieć ,,Co ja mogę wiedzieć o zawiłościach męskiego umysłu”
-W takim razie na razie.
Nie śledziła jego oddalającej się postaci wzrokiem,spokojnie dokończyła przygotowywaną kanapkę. Kto zwróciłby uwagę na to,że posmarowała ją masłem już trzykrotnie...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz