Trójka przyjaciół siedzi na kanapie, czekając na upragniony sygnał. Salon jest pełen zdjęć trójki czarodziejów ,brązowowłosej, wysokiej dziewczyny, rudego, rosłego chłopaka i szczupłego, czarnowłosego ,,okularniaka´´. Na ścianach, komodzie... wszędzie. Elegancki stół do herbaty stoi na środku dywanu,ale nikt nie sięga po stojące na nim talerze.Nie rozmawiają z sobą,w powietrzu swobodnie można by zawiesić siekie...różdżkę. Milczą nie chcąc wypowiedzieć na głos nurtującego ich pytania. Dlaczego ? Wzrok przykuwa okładka gazety leżącej na stole. Kolejne ofiara poszła na żer chciwych sępów, jakimi są dziennikarze. Wreszcie odzywa się dzwonek do drzwi.
-Zabini ?!
-Cześć wiewiórko,czyżby zdziwiona ?
-A ty byś nie był? -skontrowała wpuszczając go za próg.
-Cóż mogę powiedzieć...zawsze byłem wścibskim małym gówniarzem.
Nie odpowiadając mu, poprowadziła go korytarzem umeblowanym jak w zwyczajnym domu. Mugolskim domu. Ciepła czerwień ścian przywodziła na myśl godło Gryfonów. Weasley usadziła go na kanapie,po czym sama zajęła miejsce na krześle. Krótko rozejrzał się po pomieszczeniu, kremowo białe ściany, czerwone haftowane zasłony widocznie dopasowane do reszty mebl. Czarnego stołu i takich samych foteli z czerwonym obiciem.
-Chcieliśmy żebyś odnalazł Hermionę. Rzecz jasna za pieniądze - wyjaśnił Głupotter oficjalnym tonem .
-Co Weasley ? Zabrała ci cnotę i odeszła ?- Diabeł nie mógł się powstrzymać od nieco kąśliwej uwagi. Jasne,że słyszał o tym ,,wypadku" Prorok trąbił o tym przez ostatnie kilka godzin. Na tym pewnie nie poprzestanie.Zanim zaczerwieniony Ron zdążył odpowiedzieć Ginevra nachyliła się nad detektywem.
-To z kim straciłam moją cnotę to tylko mój interes - oznajmiła, z satysfakcją patrząc jak pan niewyparzona gęba zapada się w fotelu, starając nie gapić się na dekolt jej bluzki. Wyprostowała się -To jest zlecenie Zabini. Przyjmujesz ? -przesunęła po stolę czek. Co mógł powiedzieć ? Widniała na nim odpowiednia liczba zer.
-Mam zrezygnować z TAKIEGO zarobku ?-prychnął- Przyjmuję,ale Granger osobiście złożę moje kondolencje. Kiedy ostatnio ją widzieliście ?
-W dzień rozprawy potem zniknęła,uprzedzam nikt nic nie widział-ostrzegł go Ronald
Zaśmiał się nieco gorzko
-Od tego macie mnie.
Wyszedł odprowadzony do drzwi przez Pottera i aportował się z trzaskiem. Niezadowolony usiadł przy biurku w swoim gabinecie przysuwając do siebie kartkę papieru i pióro. Najgorszy moment w jego zawodzie? Kiedy wiesz, że za chwile będziesz kogoś śledzić,a musisz stworzyć legendę zlecenia. Denerwujące,ale im szybciej się z tym upora tym lepiej dla niego. Wpisał datę i zaczął pisać. A mógł oddelegować,któregoś z pracowników,pieprzona ślizgońska ciekawość.
Wszyscy dyskutowali i dyskutowali ze sobą nie zwracając uwagi na nieprzyjazny otaczający ich las, w który wpatrywała się Hermiona. Upływem czasu też nie zawracała sobie głowy. Wsłuchiwała się w odgłosy dochodzące z oddali,których nie zagłuszały zaklęcia. Przyjemne ciepło, bijące od ogniska ogrzewało twarz i przywodziło jej na myśl opowieści o duchach i spotkania harcerskie. Razem z resztą ,,Łowców" siedział Malfoy, jednak kiedy na niego patrzyła wyglądał na trochę odciętego,zdystansowanego. Wiedziała,że to mylne wrażenie ponieważ ich praca opierała się na zaufaniu,ale mimo to widziała w nim tylko Malfoya. Doskonale pamiętała dzień w którym postawiono go przed sądem i skazano. Kolejni świadkowie wychodzili na salę zeznań. Obrońcy i oskarżyciele.Ostatecznie wylądował w Azkabanie na dwa miesiące,później ślad po nim zaginął i tylko przez pierwsze tygodnie gazety ekscytowały się jego podróżami. Naprawdę wiernie opisywały jego kolejne miejsca pobytu,a artykuły okraszały jego zdjęciami.Potem wreszcie dali mu spokój,a może po prostu ukrył się gdzieś. Na przykład w takiej puszczy jak ta. Nie była z tego zadowolona. On jako jedyny ją znał. Nawet Charlie niewiele mógł o niej powiedzieć i vice versa.Mimo wszystko,odetchnęła z ulgą dołączając do tego kręgu.Znowu gdzieś przynależała.
Wepchnęła swoją torbę pod ich piętrowe łóżko nie zawracając sobie głowy rozpakowywaniem. W spodniach od dresu i dziurawej koszulce od piżamy usiadła z kolanami pod brodą na krześle w kuchni. Czekała aż Ślizgon pojawi się w ich mieszkaniu. Nie chciała zająć jego łóżka, pewnie przyszedłby i powiedział ,,ktoś śpi w moim łóżeczku´´ Na tak absurdalny pomysł aż się uśmiechnęła.
Nie musiała zbyt długo czekać na powrót współlokatora. Malfoy zjawił się niedługo po tym,jak zaczęła przysypiać zmęczona potokiem myśli. Głowę podparła dłońmi, ledwie utrzymując ją w pionie. Czuła się jak po kilku butelkach whiskey. Słyszała dźwięk zasuwanego zamka,a zaraz potem jęk sprężyn. Zgasiła światło w kuchni i po omacku dotarła do sypialni. Wdrapała się na piętro łóżka, wsuwając w śpiwór.Długo nie mogła zasnąć,patrząc w sufit namiotu. Zdawało jej się,że minęła ledwie chwila odkąd przyłożyła głowę do poduszki nim usłyszała nad sobą warczący głos.
-Ubieraj się,Granger!
Z nadludzkim wysiłkiem zeskoczyła na ziemię lądując przed Malfoyem,który właśnie zapinał spodnie do połowy zaplątany w podkoszulek. Szarpnął go ze zniecierpliwieniem zakrywając brzuch pokryty jasnymi...zresztą nieważne.Nie zamierzała się tak gapić.
-Dwie minuty - oznajmił ruszając do kuchni. Nie wiedząc o co chodzi zaczęła wciągać pierwsze lepsze jeansy i takiż podkoszulek. Narzuciła na siebie kurtkę i szybko uporała się z butami. Malfoy czekał już na zewnątrz. Jednym zaklęciem zmniejszył namiot, bezbłędnie poruszając się w mroku i podał jej jeden z plecaków.
-Co się dzieje ? -warknęła gniewnie. Dlaczego nikt jej nie poinformował o nocnej pobudce.? Myślał,że niczego jej nie powie,poczeka aż zawali a potem będzie tańczył ,,Pozbyłem się Granger" do melodii jakiegoś pokręconego hinduskiego tańca ? Niedoczekanie!
-Wykryto smoka-powiedział po prostu,a wizja jego solo zaczęła się zamazywać i wyostrzać. O tak,tera widziała wyraźnie,że tańczył na rozżarzonych węglach. I bardzo dobrze,oby więcej takich wizualizacji.
-Nie wiemy gdzie kiedy o której-ciągnął wykręcając się do niej przez własne ramię,żeby nie uroniła ani słowa przemowy. Charlie dostaje wszystkie współrzędne. Faktycznie,pod namiotem najstarszego Weasleya czekali już wszyscy. Dotknęli leżącego na jego ręce scyzoryka. Charles popatrzył na zegarek
-Trzy dwie jedna... No to lecimy - wyszczerzył się do Hermiony,która starała się opanować ściskający żołądek. Uderzyła o ziemię aż zadudniło. Z godnością wstała patrząc jak reszta po prostu schodzi po niebie. Obok niej pojawił się Chris i zaczął wyciągać z torby broń.
-Na smoka najlepsze są złote kule-oznajmił przyglądającej się mu Hermionie przyklękając przy torbie,która przy poruszaniu wydawała z siebie metaliczny brzęk.
-Złote ? Nie srebrne ?-zakpiła,nieco zdenerwowana wizją rogogona węgierskiego. Szarżującego prosto na nią.
-Nie polujemy na wampiry,kotku-skontrował ,a ona jak na zawołanie poczuła się głupio. Naskoczyła na niego a w niczym jej nie zawinił.Każdy wziął do ręki karabin więc i ona wzięła jeden ważąc go w ręce. Dopiero teraz rozejrzała się po okolicy. Wąwóz. Z wejścia dochodziło ciężkie sapanie i ciepło. Smok.
Meg leżała na ziemi zdając relację.
-Nie krąży,siedzi lub śpi. Nie słyszę jego łap.
-Zamierzamy go zabić? -spytałam niepewna co o tym myśleć.
-Nie zabijamy ich - wyjaśniła Sarah - Ty, Draco, Charlie i Meg macie środek,który go uspokoi. My strzelamy w ostateczności. Chodzi o to żeby go przetransportować.
Skinęła głową,na razie powstrzymując potok pytań cisnących się jej na usta. Starając się nie zapomnieć o oddychaniu ruszyła za odcinającą się w blasku księżyca sylwetką Meg. Z każdym krokiem uderzało w nich coraz cieplejsze powietrze. Pozostało im do pokonania ostatnie załamanie zza którego wychylił się Draco.
-Cztery metry do wielkiego głazu za którym można przeładować broń - oznajmił.
-Hermiona ty pierwsza - zdecydował Charlie pokazując jej głową przejście-Na pierwszej osobie najmniej skupia uwagę- wyjaśnił widząc jej minę.
-Po prostu biegnij-potaknęła dziewczyna pokazując jej uniesiony kciuk.
Rzuciła się do biegu i kiedy od kamienie dzieliło ją tak niewiele...przewróciła się wypuszczając karabin z rąk. Popatrzyła w lewo i jej oczy spotkały się z fioletowymi oczami smoka. Słyszała krzyki jakby przygłuszone.
-Nie strzelajcie ! - wrzasnęła podciągając się na rękach i czołgając w kierunku kamienia. Coś bolało ją w kostce i wolała nie wstawać. Znowu popatrzyła na smoka. Czas zamarł kiedy zobaczyła jak otwiera paszczę,żeby wypluć z siebie śmiercionośny ogień. Oparła się na zdrowej nodze uskakując za kamień kiedy....
Kiedy.... echh :/ juz wiedzieć co dalej! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę duuuuuzo weny :)
Rosenatorka
Zapraszam na kolejny ;)
Usuń